niedziela, 14 grudnia 2014

Dalej. cz.1

Beth była zdezorientowana. Co nad nią robili obcy ludzie? Czemu jakaś obca baba glaskala ją po głowie? 
- jak dobrze że się obudziłas ! -powiedziała owa kobieta ze łzami w oczach. 
- słucham? - odpowiedziała zdziwiona Beth. 
- byłaś w śpiączce, kochanie. Już myśleliśmy że się nie obudzisz. 
- kochanie? Przepraszam, ale kim pani jest? - spytała zaniepokojona Beth. Kobieta jakby w odpowiedzi zasłoniła usta dłonią i zaczęła płakać. 
- nie pamiętasz mnie, prawda? 
- nie przypominam sobie, zebyśmy się znały.. Jakiś starszy mężczyzna poszedł po lekarza. ten przyszedł, zadał kilka pytań, zaświecił latarką w oczy i powiedział, że możliwa jest amnezja. 
- przepraszam, ale czy mógłby pan nie mówić jakby mnie tu nie było?! - prawie wykrzyknęła zdenerwowana już Beth. Lekarz tylko spojrzał na nią pokręcił głową i wyszedł. 
- bardzo państwa przepraszam, ale ja już chyba pójdę. - powiedziała dziewczyna i pewnie tak by zrobiła, gdyby nie mnóstwo aparatury, która ją przytrzymala. Usta dziewczyny ułożyły się w niecenzuralne słowo. Tego się nie spodziewała. Spojrzała na swoje ręce. Przez chwile zastanawiała się, czy przypadkiem nie miała kiedyś depresji. Były całe w bliznach, a nawet ranach, które nie zdarzyły się jeszcze zagoic.
- miałaś wypadek - kobieta wyjaśniła jakby czytając jej w myślach.  
- jaki? -zainteresowała się 
- w autobusie. Uderzyłas w szybę. 
- ah.. - powiedziała tylko Beth.- mam prośbę czy moglibyście mnie zostawić sama? Jestem zmęczona. 
- oczywiście - powiedział mężczyzna, który poszedł po lekarza. - chodź skarbie- wyciągnął rękę do kobiety u wyszli. 

Dziewczyna wreszcie zyskała chwile dla siebie. Nic nie pamiętała. Nawet zobaczenie swojej twarzy w lustrze było dla niej zaskoczeniem. Jedynymi wyrazami, które tkwiły jej cały czas w pamięci były: "anioły" i "Gregory". 'to imię to napewno kogoś bliskiego jest' pomyślała. Jeszcze raz przejrzała zasoby swojej pamięci i wróciło jedno wspomnienie: ojciec wpadający pijany do domu, zwalający wszystkie jej figury aniołów z biurka i jeden anioł, który przeżył upadek, a mianowicie Luck. Anioł miłości. 
- przepraszam, mamy jakiegoś Gregory'ego w rodzinie? - spytała dziewczyna ludzi, którzy właśnie wrócili do pomieszczenia.  
- niee.. Nie pamiętam, żebyśmy mieli. A dlaczego pytasz? Coś ci się wreszcie przypomina? - spytała z nadzieją w głosie kobieta która ją glaskala po głowie po przebudzeniu- jak się okazało ciocia u której mieszka. 
-nie, tylko mi się zdawało, że coś pamiętam. - odpowiedziała zawiedziona dziewczyna. W takim razie kto to był Gregory? 
- miałam jakichś przyjaciół? Chłopaka? kogokolwiek bliskiego z poza rodziny? 
- Ivy siedzi na korytarzu. Tylko rodzinie można tu wchodzić. I z tego co wiem to budziłaś spore zainteresowanie wśród chłopców, ale nikogo do domu nie przyprowadziłaś - odpowiedziała ciocia uśmiechając się. 
- czy mogłabym z nią porozmawiać? 
- zapytam się lekarza czy wyrazi zgodę. 

Pół godziny potem obok łóżka usiadła jakaś dziewczyna. Była w jej wieku, miała jasną cerę i blond kręcone włosy (które jak przypuszczała Beth nie były ani naturalnie blond, ani kręcone). 
- jak się masz? Pewnie mnie nie pamiętasz - powiedziała ze smutkiem w głosie blondynka. 
- ymm..no nie za bardzo szczerze mówiąc - dziewczyna uśmiechnęła się do niej. 
- jestem Ivy 
- wiem - odparła Beth 
- pamiętasz moje imię? - spytała z nadzieją w głosie Ivy. 
- niee.. Ciocia mi powiedziała - blondynka spojrzała na nią z rozczarowaniem, ale już po chwili na jej twarz wrócił uśmiech. 
- to może sobie przypominasz tego przystojniaka który cię tu przyniósł po łokcie ubabrany w twojej krwi?  
- co..? podobno nie miałam chlopaka..Czekaj. Miał na imię Gregory? 
- poniekąd 
- matko kochana! A przypominasz sobie, żebyś gdzieś nas razem kiedyś widziała? 
- poza widokiem kiedy niósł cię całkiem bezwładną? Nie. tak pozatym to dziwny zbieg okoliczności. Wpadłam na WAS na ostrym dyżurze. wychodziłam z oddziału z ręką w gipsie i chciałam do ciebie napisać. Nie zauważyłam was i wpadłam na niego, a on do mnie "uważaj". Z racji tego że miałam krew na bluzce, podniosłam głowę i zobaczyłam ciebie. Resztę to twój chloptaś ci może kiedyś opowie bo mi wstyd. - ivy spojrzała całkiem poważnie na Beth i obie się serdecznie roześmiały. 

Miesiąc później Beth cieszyła się odzyskaną wolnością. Wprawdzie wciąż nic nie pamiętała, ale przynajmniej nie była przykuta do szpitalnego łóżka. Właśnie siedziała w domu, kiedy zadzwonił telefon. Nie wyświetlił się numer. Dziewczyna chwile się wahała, ale zaraz odebrała telefon. 
- halo? 
- cześć Elizabeth. - dziewczyna nienawidziła swojego pełnego imienia.  
- cześć. Skoro ty znasz moje imię to może dasz mi poznać swoje?- poirytowana warknęła do słuchawki. 
- spokojnie, tu Gregory. - serce Beth zabiło szybciej. To szaleństwo! Ona nawet nie wie czy go znała. 
-oh.. To ty przyniosłeś mnie do szpitala. 
-tak 
- a mógłbyś mi powiedzieć czy się wcześniej znaliśmy? 
- a skąd znalbym twoje imię, czy numer?- skłamał chłopak. Telefon dostał od ivy, a imię usłyszał od jej ciotki kiedy ją zobaczyła na OIOM-ie.  
- aa, ok- roześmiała się dziewczyna- faktycznie tego nie przemyślałam. 
- słuchaj, dzwonie bo chciałbym się spotkać. 
- Wiesz w sumie nie za bardzo cię pamiętam.. Nie obraź się, ale jesteśmy przyjaciółmi, czy kimś więcej..? - wyjąkała do telefonu. 
- o to się nie martw. Przypomne ci to na spotkaniu - roześmiał się do słuchawki. - proponuję impreze u mojego kumpla. O 18.30 pod twoim domem, przyjadę po Ciebie. 
- czyli masz mój adres? 
- tak, mnóstwo razy po ciebie przejeżdżałem. - znów skłamał. Tak naprawdę wiedział że będzie musiał wyciągnąć adres od Ivy. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz