piątek, 6 marca 2015

Dalej. cz.7

Gabriel umierał ze strachu o Beth. Mijał już 3 dzień od kiedy wrócił i zastał tylko kartkę na stole. Nie mógł sobie wybaczyć że to przez niego uciekła. Dodatkowo mieli wrócić jego rodzice, którzy nie byli osobami z którymi lubił przebywać. Miał wszystkiego dosyć. Wziął kurtke, włożył buty i wyszedł z domu.
 Tymczasem Beth obudziła się po kolejnej ciężkiej nocy. Było jej zimno, od podłogi na której spała wszystko już ją bolało i od 3-ech dni nie miała niczego w ustach.
- Luke, wstawaj. - obudziła chłopaka. To zabawne jak szybko zostaje się przyjaciółmi dzieląc ze sobą kawałek niewygodnej podłogi.
- nie mogę, umieram. - wyjęczał. On nie jadł znacznie dużej niż dziewczyna. Wszystko wydał na narkotyki i nie miał na jedzenie.
- wstawaj! Też nie czuję się najlepiej, ale to nie powód żeby się mazgaić.- Luke podniósł się na łokciu i przyjrzał się dziewczynie.
- już zapomniałem jak upierdliwe potrafią być kobiety. - powiedział i wstał.- musimy zdobyć coś do jedzenia- wychrypiał. Brak picia im nie doskwierał, ponieważ całkiem niedaleko była studnia, ale głód za to był niesamowicie denerwujący
- jak chcesz, ja nie jestem głodna.- powiedziała obojętnie dziewczyna. Skłamała z tym, że nie jest głodna, ale jedzenia faktycznie nie chciała. Jedyne czego w tym momencie chciała to Gabriel.
- jeśli po 3 dniach nie odpuściłas to ja już nie wiem. Zjedzenie czegoś nie zaszkodzi ci w czekaniu na tego pierdolonego księcia. - chłopak był już zirytowany jej zachowaniem.
- powiedziałam "nie jestem głodna", czego tu nie rozumiesz? - przewróciła oczami Beth. Luke tylko wściekły zerwał się z podłogi. Miał dość wysłuchiwania o jakimś Gabrielu. Co prawda nie żaliła mu się za dnia, ale nocą często mówiła o nim przez sen i rzucała się po ziemi, a wtedy to on, a nie jej kochaś musiał ją uspokajać.
Tymczasem Gabriel postanowił, że pójdzie w swoje ulubione miejsce z dzieciństwa gdzie uwielbiał się chować po kłótni z rodzicami. Był to stary squat ok. 5 km od jego domu. Poszedł na piechotę. Potrzebował się przewietrzyć. Dotarł tam po niecałej godzinie. Napełnił dłonie wodą ze studni i napił się jej. Następnie obmył twarz i poszedł w kierunku ruiny. Przypominały mu się wszystkie sytuacje, kiedy przebiegał tu jako 9- letni chłopiec. Gabriel wskoczył przez wyrwę w ścianie do środka. Ścianę pokrywało grafiti, a podłoga była jakby nakryta dywanem z rozbitego szkła i petów przeplatanych folijkami po skrętach. Jednak jego uwagę przykuł czarny szal. Czarny szal Beth. Nagle w Gabrielu zapaliło się światełko nadziei. Ona tu jest ! Szybko poszedł w kierunku schodów. Gdy był już tuż przy nich nagle z góry zbiegł chłopak, wyraźnie wściekły. Zmierzył Gabriela wzrokiem i powiedział tylko:
- księżniczka czeka w wieży- i przepchnął się obok zdezorientowanego bruneta potrącając go tak, że ten mało nie stracił równowagi.
 Beth usłyszała jakąś szamotanine na dole. Kiedyś pewnie zainteresowało by ją to, ale teraz nie specjalnie ją to obeszło. Chwilę potem jednak w drzwiach (a właściwie miejscu gdzie powinny się znajdować) stanął chłopak, ktory zajmował jej myśli cały ostatni tydzień. On patrzył przez krótką chwile na nią z takim samym niedowierzaniem i szczęściem jak ona. Dosłownie sekundę później trzymał już ją w objęciach. Beth szlochala. Oboje drżeli z emocji.
- przepraszam - wyszeptał Gabriel
- ja też. Najmocniej. - wyszlochała dziewczyna.
- kocham cię Beth. Nie mogę cię stracić. Obiecaj, że nigdy mnie już nie zostawisz.
- ty też mi to obiecaj - poczym spojrzeli sobie w oczy i wyszeptali w tym samym momencie "Obiecuje"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz