piątek, 6 marca 2015

Nic nowego cz.6

- Ja nie chcę. - jęknęłam. Była 5:50 i musiałam wstać mimo, że nie miałam w planach iść do szkoły. Dziś rano miał przyjść on. Niestety nie sprecyzował co to znaczy "rano", więc postanowiłam wstać wcześniej, żeby nie przywitać go znowu w piżamie. Mimo niechęci zwlekłam się z łóżka i już po chwili myłam zęby w łazience. Po skończeniu caałej toalety porannej, jakoś dopełzłam do garderoby i zaczęłam wybierać strój. Taki, żeby nie był zbyt dobrany jak na dziewczynę, która dopiero wstała z łóżka, ani niechlujny i zbyt luźny. 
- Załóż swój różowy szlafrok w motylki. - doradził mi Xavier. Rzuciłam mu niechętne spojrzenie. - No co. Ładnie ci w różowym szlafroku w motylki. - wzruszył ramionami. Mimo porad mojego prywatnego stylisty, wybrałam grafitowy sweter i czarne leginsy. Zadziwiające, jak ciężko się wciąga leginsy przez gips. Potem założyłam jedną czarną skarpetkę (w dalszym ciągu przypominam o gipsie) i niezdarnie pościeliłam łóżko. 
- Przecież i tak po jego wyjściu pościel znów będzie rozwalona.. - Generalnie nie polecam znajomości z małymi, upierdliwymi gargulcami. Osobiście preferowałabym wydłubanie sobie oczu, czy coś.
- Przestań. - zganiłam Xaviera. Był zdecydowanie zbyt zboczony jak na moją wyobraźnię.
- Agatko, już wstałaś?! - usłyszałam głos mamy z wyższego piętra.
- Taak. - odkrzyknęłam.
- Mamy dziś wizytę kontrolną. - A ona chyba nie ma nóg. Nie musi krzyczeć, kiedy dzieli nas jedno piętro. 
 Minęła siódma, a ja stwierdziłam, że mogłam sobie jednak dłużej pospać. Nagle usłyszałam dzwonek. 
- Kochanie, ktoś do ciebie. - usłyszałam głos Lilii.
- Jezu.. - stęknęłam i przywaliłam ręką w czoło. 
- Choć kochanieńki. Agatka jest na górze. - doleciał mnie głos gosposi z dołu. Po chwili ktoś wbiegł po schodach i w moich drzwiach stanął Michał. 
- No cześć przystojniaku. - Xavier starał się sparodiować mój głos, zalotnie trzepocząc rzęsami i machając ręką. 
- Cześć Jas.. - przywitał mnie brunet opierając się o framugę.
- Cześć. - odpowiedziałam. W sumie to bardziej pisnęłam, ale stresuję się w takich chwilach i to nie moja wina.
- Przepraszam, że tak wyszedłem wczoraj.. - podszedł do mnie i delikatnie mnie objął, a moje Motylus Jelitus obudziły się do życia.
- Nie ma sprawy. - tylko wydukałam.
- Mistrzyni flirtu atakuje. 1:0 dla niej. - niczym komentator sportowy komentował całą sytuację Xavier. 
- Przepisałaś? - najwyraźniej też skrępowany Michał starał się przerwać ciszę.
- O przepraszam. Na śmierć zapomniałam. - spojrzałam na kupkę zeszytów na szafce.
- Spoko. - sztywno odparł. - Co to? - podniósł kartkę zza mojej szafki nocnej. 
- To tylko jakieś bazgroły ze szkoły. - machnęłam ręką. 
- Nos 7/10? Oczy 9/10?
- Graliśmy na poprzedniej zielonej w szkole w to. - wyjaśniłam.
- Ekstra. - uśmiechnął się pierwszy raz tego dnia. - Zagrajmy. 
- Jak chcesz. - powiedziałam wyciągając dwie kartki. Cała gra polegała na tym, że po kolei wypisywało się części ciała i twarzy, a druga osoba miała ocenić je w skali 1-10. - Masz. - dodałam podając mu długopis. Sama wypisałam po kolei potrzebne słowa i po chwili wymieniliśmy się kartkami. 
- No i zaczęła się zabawa. - Xavier zatarł ręce. Zadziwiające jak trudno jest ocenić osobę, która ci się podoba tak, żeby się nie zorientowała, że ci się podoba. Przejdźmy do konkretów. Zaczęłam uzupełniać. Nie muszę chyba wspominać, że dłonie dostały punktów najwięcej?
- Skończyłaś? - wyciągnął wypełnioną już przez siebie kartkę w moim kierunku. 
- Tak - podałam mu swoją. Teraz chwila prawdy.
WŁOSY 10/10
BRWI 10/10
OCZY 10/10
NOS 10/10
USTA 10/10
FIGURA 7/10 przytyj
DŁONIE 9/10
NOGI 8/10
Zarumieniłam się czytając notatkę, dopisaną na dole. 
GENERALNIE, DLA MNIE JESTEŚ IDEALNA. ALE PRZYTYJ.
PS. CYCKI 10/10
- Jesteś głupi. - rzuciłam w niego poduszką. 
- I nawet moje dopiski nie zrobiły na tobie wrażenia? - uniósł jedną brew.
- Niestety. - wzruszyłam niby-obojętnie ramionami.
- Kłamczucha. - podniósł się i rzucił w moją stronę z wyciągniętymi przed siebie rękami. Przewrócił mnie na plecy i zaczął łaskotać, a ja wiłam się jak upośledzona anakonda po łóżku.
- Błagam. - wydusiłam w końcu. Miał lekką przewagę, która nie polegała jedynie na moich wszechobecnych łaskotkach. Był teraz trochę na mnie. I trochę siedział okrakiem. I trochę to było krępujące.
- Może zróbmy taki deal. - zaczął przerywając swój atak na moje boki. - Przestanę cię gilgotać..- zaczął.
- Ale..? - byłam ciekawa jego warunku.
- Ale dasz mi w zamian buzi. - dokończył z głupim uśmieszkiem. Niewiele myśląc trochę uniosłam tułów i pocałowałam jego policzek.
- A teraz zejdź. - powiedziałam, jak mniemam, cała czerwona.
- Jesteś ekstra. - pocałował mój nos i osunął się na pościel obok mnie.
- Czemu wy zawsze lądujecie w łóżku. - Xavier stanął na stoliku i przybrał pozę niezadowolonej matki.
- Jas? - glos Michała powstrzymał mnie przed odpowiedzeniu wyimaginowanemu gargulcowi.
- Hm? 
- Ja.. Będę musiał lecieć, ale będziesz na moich urodzinach? - powiedział podnosząc się do pozycji siedzącej. 
- Jasne. - odparłam mimo, że to nie było takie proste.
- Super. - wyszeptał i złapał mnie za ręce, unosząc do pozycji stojącej. - Trzymaj się. - wyszeptał w moje włosy przytulając mnie mocno do siebie.
- Jasne. - sapnęłam zaskoczona tą falą Tsunami emocji. Chłopak wypuścił mnie z objęć i wyszedł zamykając za sobą drzwi.
 Reszta tygodnia minęła..zwyczajnie. Znaczy aż do soboty. Mama pozwoliła mi pójść, nawet sama kupiła prezent, ale.. W sukience i z gipsem na nodze wygląda się totalnie głupio. Serio. Próbowaliście kiedyś? To tak jak z oczami i gargulcem. Rozumiecie. 
Mimo wszystko założyłam czarną sukienkę z rękawem ¾ i lekko kloszowaną spódnicą. Oczywiście oszczędziłam sobie zakładania jednej szpilki i zamiast tego na nogę założyłam trampka. Mój makijaż ograniczył się, jak zwykle, do tuszu i różu, a jedyną biżuterią był krzyżyk na szyi z którym się nigdy nie rozstawałam. Włosy spięłam w koński ogon i spięłam (jak zwykle) wyłażące pasma czarną kokardką.
- Wyglądasz ślicznie. - powiedziała mama, kiedy wysiadałam z samochodu. 
- I po co kłamać. - usłyszałam westchnięcie Xaviera.
- Baw się dobrze. - pocałowała mnie w czoło rodzicielka i odjechała. Stałam przed klubem o nazwie "DrinkShot" i zastanawiałam się czy wejść. Na szczęście zanim zdążyłam się rozmyślić przed klub wybiegł Michał i chwycił mnie w ramiona.
- Dobrze, że przyszłaś. - wyszeptał mi na ucho. Jego dłonie spoczywały na moich biodrach, a twarz była zdecydowanie zbyt blisko mojej.
- Idziemy ? - przerwałam tą żenującą sytuację.
- Jasne. - powiedział nie dając po sobie poznać rozczarowania. Złapał mnie za rękę i weszliśmy do klubu. Poczułam zapach potu, alkoholu i nie chcę wiedzieć czego jeszcze.
- Napijesz się? - próbował przekrzyczeć imprezę.
- Nie jestem pełnoletnia. - przypomniałam mu. Chłopak parsknął śmiechem.
- Na moją odpowiedzialność. - powiedział podchodząc do baru. Barmanka była dość młoda i pomarańczowa. Chciałam jej coś powiedzieć à propos dozowania samoopalacza, ale ugryzłam się w język.
- Najlepszego drinka dla tej pani proszę. - powiedzial Michał wskazując na mnie. Kobieta nawet na mnie nie spojrzała podając szklankę.
- Podkład tej pani ma chyba odcień słonecznej pomarańczki. Jak sądzisz? - Xavier stał na jednym z wysokich krzeseł. Uśmiechnęłam się do niego, ale zaraz odwróciłam wzrok słysząc głos bruneta tuż obok mojego ucha. 
- Chodź ze mną. - powiedzial łapiąc moją dłoń i ciągnąc mnie za sobą. Dopiłam drinka i poszłam w miejsce, które wskazał. A więc zostaliśmy sami. Była to mała salka. Na ścianie wisiał telewizor, a wokół stojącego na środku stołu były długie kanapy z obitymi czarną skórą oparciami.
- Podobasz mi się. - wyszeptał. Stał za mną, głowę miał nieco wyżej nad moją, a ręce oparł na moich biodrach. - Jesteś niesamowita. Bystra i piękna..- ciągnął dalej odwracając mnie powoli w swoją stronę. - Znam cię tak krótko, a już zdążyłaś mnie w sobie rozkochać. - szepnął. - Jasmine, zostańmy parą. 
- Jak to.. - podbródek trochę mi drżał. W jednym miał rację, znaliśmy się zaledwie kilka dni. - Chyba tak się nie powinno.. - zaczęłam, ale przerwał mi pocałunkiem. 
 No dobra. To było niezłe. Boże co ja gadam?! To było niesamowite! I mimo tego, że zachowałam się troszkę jak taka mała szmata (bo kto całuje się po niecałym tygodniu znajomości?), podobało mi się.
- A teraz jak uważasz? - wysapał, kiedy oderwaliśmy się od swoich ust. 
- Powiem tak..- zaczęłam, po to, żeby zaraz wpić się swoimi ustami w jego. Jego język wtargnął między moje wargi i delikatnie przejechał w miejscu tuż za moimi zębami. Generalnie ciężko jest opisać to uczucie, ale chyba każdy pamięta te pierwsze pocałunki.
- Możesz mi tak zawsze odpowiadać. - roześmiał się.
Kiedy wyszliśmy z pomieszczenia ludzie puszczali sobie porozumiewawcze spojrzenia i szeptali między sobą. 
- Patrz teraz. - szepnął mi na ucho Michał i udał, że wkasuje spodnie. Fala szeptów poszła jakby dalej i po chwili czułam się jakbym była jakąś gwiazdą. Wszyscy na mnie patrzyli. Znaczy na nas.
- Szminka ci się rozmazała. - powiedział mrugając do mnie gargulec. Kłamczuch. Nie nakładałam dziś szminki. Podeszłam do baru i chłopak zamówił mi Jacka Danielsa z lodem. 
- Zaraz wracam. - powiedział odchodząc w niezidentyfikowanym kierunku. Generalnie to fajne miał "zaraz", bo zdążyłam wypić 4 szklaneczki tego obrzydliwego płynu, zanim znów pojawił się na horyzoncie. I to nie byle jakim, bo podwójnym horyzoncie. Problem w tym, że było teraz dwóch Michałów i po jednej dziewczynie idącej obok każdego z nich. Nie, zaraz. Akurat dziewczynę widziałam wyraźnie. Szła przyssana do MOJEGO CHŁOPAKA. Chyba robiła mu malinkę. 
- Zaraz, co?- wydukałam sama do siebie zdziwiona. Jesteśmy parą od pewnie nie całej godziny, a on już jest z inną. Ekstra. Wstałam zła i mimo plączących się nóg poszłam do wyjścia. Udało mi się nawet nie przewrócić. Znaczy tylko do wyjścia, bo potem pociągnięta w prawo straciłam równowagę. Zobaczyłam jeszcze twarz chłopaka w bordowej bluzie oddalającego się z moją torebką, zanim czyjeś dłonie uniosły mnie do góry.
- Wszystko w porządku? - usłyszałam głos Michała.
- Jasne. - odwróciłam się do chłopaka. Uśmiechnęłam się czarująco, a potem przyłożyłam mu w pysk. Przypominam, że trenowałam boks. W związku z tym tuż pod jego okiem został ślad po moim prawym sierpowym. 
- Pozwolisz, że od tej pory tak będę odpowiadać na twoje pytania. - powiedziałam trochę niewyraźnym głosem.
- Ale co się stało ? - zapytał chłopak przyciskając rękę do twarzy.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? - spytałam unosząc pięść. Chłopak złapał mnie za nadgarstek i chyba próbował przytrzymać, ale był trochę jak miękka buła. Bez problemu się wyszarpnęłam i już po chwili siedziałam w taksówce, którą, daje słowo, pierwszy raz w życiu udało mi się zatrzymać.
- Dokąd ? - spytał kierowca. Podałam adres i już po chwili zaparkowaliśmy pod domem.
- Pan zaczeka chwilkę. - powiedziałam opuszczając pojazd. Przeszłam przez podjazd i weszłam do domu. 
- Nic ci nie jest? - od razu podbiegła do mnie mama.
- Możesz najpierw zapłacić kierowcy, który stoi przed domem? - jęknęłam. Rodzicielka tylko pokręciła głową, chwyciła torbę i wyszła przed dom. Korzystając z chwili pokuśtykałam w stronę schodów. 
- Nie tak szybko, moja panno. - usłyszałam po wejściu na drugi stopień. Zabrzmiało to co najmniej paradoksalnie, bo w ciągu prawie sześciu minut udało mi się zrobić praktycznie tylko kilka kroków.
- No właśnie. Co tak zapierdalasz. - gargulec stanął obok mamy i naśladował jej gesty. 
- Nie mam ochoty na pouczająca gadkę, okej? Może innym razem. - wzbierało mi się na łzy. STOP. JASMINE. TWARDZIELKI NIE PŁACZĄ. Tak naprawdę to gówno prawda. Powloklam się w podłym nastroju na górę i zła rzuciłam na łóżko. Mistrzyni po prostu związków. Pierwszy trwał aż 47 minut. Rekordzistko. Swoją drogą to tamten też wytrwały. Szybko poszło. Inni to chociaż stwarzają pozory - nie wiem, tydzień calkowicie wierni, ale po co. Lepiej pójść na całość.
- Kijowo. - stwierdziłam chowając twarz w poduszkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz