piątek, 6 marca 2015

Nic nowego cz.8

- Pokłóciliście się z Michałem? - już w wejściu do szkoły złapała mnie najpopularniejsza laska w naszej klasie. - Krążą plotki, że to ty tak załatwiłaś jego buźkę.
- Yhm. - mruknęłam. Nie mogłam sobie przypomnieć jak ma na imię.
- Co "yhm"? Jesteście jeszcze razem? Przespaliście się wtedy? - Asia? Basia? To nie może być aż tak trudne. - Podobno po twoim odrzuceniu zajął się Martą. - kontynuowała dziewczyna.
- Jaką Martą? - spytałam z czystej ciekawości.
- Jak to jaką. Siedziałaś z nią przez całą pierwszą klasę. 
- Ups.. - byłam święcie przekonana że to chłopak! Daje słowo, że przez cały rok mówiłam do niej "gościu".
- Och.. Zmiana wyglądu? Jakie to desperackie. - zakpiła.. Tak ! Już wiem! Magda!
- Och.. Wpierdalanie się w sprawy innych? Jakież to typowe. - prychnęłam i odeszłam w stronę sali od angielskiego.
- Jasmine? Zaczekaj. - usłyszałam znany mi głos. No co za debil. - Porozmawiajmy.
- A o czym chciałbyś rozmawiać? - wściekła odwróciłam się na pięcie.
- Może zacznijmy od.. Tego? - wskazał wyraźnie wstrząśnięty na mnie.
- Pomogła mi twoja lista. - po prostu wzruszyłam ramionami.
- Ale po co?
- Nie wspominałam już jak będę odpowiadać na twoje pytania? - uniosłam pięść.
- Daj spokój.. Nie wiem co cię ugryzło. - wyjaśniał z miną osoby, która naprawdę nic nie wie. Ale zakładam, że to jego codzienny wyraz twarzy.
- Och, może spytaj swojej sobotniej towarzyszki? - rzuciłam przekpiewczo.
- Pytam właśnie. - odparł.
- Chyba mnie z kimś mylisz. Hmm.. Może z dziewczyną, która szła przez cały klub przyssana do ciebie?
- To była jakaś przypadkowa laska. Odepchnąłem ją przecież. Jasmine, na takich imprezach naprawdę nie ma się wpływu na to, kto akurat do ciebie przyskoczy.
- Tylko..Czemu ci nie wierzę ? - jestem pewna, że miałam łzy w oczach.
- No już. - przytulił mnie. Próbowałam się wyszarpać, ale trzymał mocno. Wcale nie był taką miękką bułą. Staliśmy tak przytuleni zdecydowanie zbyt długo. - Przecież wiesz, że cię kocham. - wyszeptał mi na ucho. Następnie wypuścił mnie z objęć i ostrożnie pocałował moje usta. ŻE-NU-JĄ-CE. Tylko, że nie można się gniewać na takiego kretyna. Oddałam pocałunek.
- Dobra, jednak puść. - Roześmiałam się.
Resztę dnia spędziliśmy razem. Przywaliłam mu raz, ale zasłużył sobie "zazdrośnicą". Szczerze mówiąc przebaczyłam mu całkowicie. Jego wersja wydarzeń wydawała się teraz dziwnie prawdopodobna.
- W sumie, mimo, że wyglądasz teraz okropnie...Mnie i tak się podobasz. - odgarnął kosmyk z mojej twarzy. - Podobno ludzie potrzebują 4 miesięcy na zakochanie się, a wcześniej to tylko zauroczenie. Ja tak wcale nie uważam. - uśmiechnął się i pocałował mnie w nos.
- Jesteś uroczy, serio. - przytuliłam go. - ale obawiam się, że musze się zbierać. - powiedziałam i rzuciłam się biegiem do wyjścia. Nie muszę chyba mówić, że dwa dni po zdjęciu gipsu, wcale nie byłam najlepszą zawodniczką.
- A buziak na pożegnanie?- dogonił mnie po chwili Michał i złapał za rękę.
- Niee.. - stęknęłam z udawaną niechęcią, choć i tak wszyscy wiedzieli, że chciałam tego.
 3 godziny później przebierałam się w mój strój treningowy. Miałam głęboko w swoim gdzieś, że mama ani lekarz nie zgodzili się na box przez następne 2 tygodnie. To prawda - gips mi uniemożliwiał treningi, ale kiedy go nie ma..? No kto mi zabroni.
- Jas? - w drzwiach przebieralni stała moja koleżanka. No tak, raczej się mnie tu nie spodziewała po pięknym wystąpieniu mojej mamy, która stanęła z obrzydzeniem obok ringu i oświadczyła, że jej córka długo się tu nie zjawi. No bo dwa tygodnie, to raczej nie aż tak dużo. A noi dalej zapominałam, że nie wyglądam już jak dawniej.
- Jas ! Muszę ci tak dużo opowiedzieć! - powiedziała DOSŁOWNIE wskakując mi w ramiona.
- Ekstra. - stęknęłam obciążona jakimiś 60 kilogramami. 
Monika była śliczną, ciemnowłosą dziewczyna o żywym temperamencie i wyrazistej urodzie. Jej ciało pokryte było pajęczyną tatuaży i gdzieniegdzie kolczykami. Uwielbiałam jej poczucie humoru i styl walki. W odróżnieniu ode mnie była silna i..nie do końca zgrabna. Jej ruchy były zawsze mocne, czyste no i przede wszystkim trafne. Nie stosowała uników. Była szybka i zawsze zatrzymywała pięść lub inne części ciała, zanim ta zdążyły choćby musnąć jej skórę.
- Mamy nowego zawodnika. - pisnęła podekscytowana. 
 Po obowiązkowej rozgrzewce i uderzeniu kilku razy worków, trener jak zawsze wybrał parę, która będzie walczyć. Alek - bo tak miał na imię, miał koło 30 lat. Owszem, był przystojny, ale jego sposób bycia wiele osób odpychał. Był agresywny, władczy i kompletnie nie czuły. Mi to osobiście odpowiadało, ale nie wszyscy lubili jego poczucie wyższości.
- Jasmine i Gabriel.
- O nie.. - stęknęłam. Gabriel był 50 razy większy i cięższy ode mnie.
Jednak ku mojemu zdziwieniu na ring wskoczył dość wysoki lecz szczupły chłopak. Kiedy stanął na przeciwko mnie..
- To ty! - straciłam jego kaptur z głowy. Biorąc pod uwagę to, że w buzi miałam ochraniacz, nie wszyscy zrozumieli co miałam do powiedzenia. Ale to był on. Chłopak w bordowej bluzie, która dzisiaj nie była bordowa. 
 No i właśnie przez zwracanie uwagi na jego ubiór, dostałam prostego prawego w twarz.
- Kurwa, Jasmine! Gdzie garda?! - usłyszałam niski głos Alka. Szybko się poprawiłam i po chwili okazało, że walka wcale nie jest aż tak niewyrównana. Co prawda mój ukochany złodziej nie miał słabych punktów (albo po prostu miałam za mało czasu, żeby je dostrzec), ale ja, choć je posiadałam, umiałam je dobrze maskować. 
- Gratulację. - wyciągnęłam wolną rękę w stronę Gabriela (drugą wycierałam krew z nosa i wargi).
- Dzięki. - zignorował moją dłoń.
- I tyle? Żadnego chociaż "przepraszam"? 
- Nie wiedziałem, że w boksie się za cokolwiek przeprasza. - wzruszył ramionami.
- Myślę, że jeśli nie zawartość mojej torebki, to jesteś mi winien rozmowę. - powiedziałam kierując się w stronę przebieralni.
 Kiedy wyszłam z budynku on tam był. Stał z kapturem na głowie oparty o ścianę.
- To konieczne? - wskazałam na nakrycie.
- Obawiam się, że tak. -schował ręce do kieszeni.
- Jesteś niezły. - rzuciłam chcąc zakończyć przykry temat.
- Chodzi ci o box, czy..? - wskazał na moją torebkę. Cholera, człowieku, nie ułatwiasz. - Żartowałem. - wyjaśnił widząc moje zmieszanie.
- Czemu to robisz? - w sumie naprawdę byłam ciekawa. Gabriel nie odzywał się dłuższy czas. Już chciałam przerwać ciszę, kiedy on odpowiedział.
- Jak myślisz, po co ludzie kradną? Czy bogacze, jak ty muszą? - wypluł to niemal z pogardą.
- Chcesz żebym poczuła się winna? Chcesz, żebym ci współczuła? - nie rozumiałam w ogóle jego zachowania, ale odwracanie kota ogonem cholernie mnie wkurzało.
- Ty masz wszystko czego chcesz. Inni muszą na to zapracować. - odparł obojętnie.
- Nazywasz to pracą? Przecież można inaczej zarabiać. 
- Tak jest łatwiej. - wyjął papierosy z kieszeni. Zapalił jednego i wypuścił dym mocno odchylając głowę.
- Posłuchaj. Jesli chcesz mogę ci załatwić pracę. Mój brat prowadzi firmę. Napewno potrzebna mu pomoc. - wyjęłam z kieszeni torby wizytówkę. 
- Niepotrzebna mi pomoc bogaczy. - stwierdził z pogardą i odszedł.
- Myślę, że jednak potrzebna. - krzyknęłam za nim wściekła. Cholera. Spróbować komuś pomóc. Czemu on musi być taki dumny?! Nie dostrzega szansy? Przecież nie może wiecznie kraść. - Idiota. - mruknęłam i skierowałam się na przystanek tramwajowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz