piątek, 6 marca 2015

Nic nowego. cz.2

- O proszę. Kogo my tu mamy. - Przywitała nas od progu Zośka. - Chodźcie, wszyscy na was czekają. - Wyglądała pięknie. Jej rude włosy opadały lekko na usianą piegami twarz. Jej cera była tak samo gładka i jasna jak moja. Sarnie, zielone oczy, podkreślone były lekko eyelinerem, a pełne usta potraktowane ciemnoczerwoną szminką. Miała mały, lekko zadarty nosek, a figura, mimo, że krągła, to zarazem zgrabna i szczupła. Podsumowując - BYŁYŚMY ZUPEŁNIE INNE. Najprawdopodobniej podmienili mnie w szpitalu czy coś. 
Weszłyśmy do salonu. Oczywiście już w drzwiach weszłam twarzą w biust dziewczyny mojego brata. Potężne babsko. No dobra, mój brat nigdy nie należał, ale żeby spojrzeć tej kobiecie w oczy, musiałam naprawdę mocno odgiąć szyję. Także mimo mojego niskiego wzrostu, spokojnie można stwierdzić, że była (co najmniej) wysoka. Jej nos.. No cóż. Nagle straciłam wszystkie kompleksy. Poza tym była całkiem ładna, chociaż jej postura odrobinkę mnie przerażała. 
- Madzia. - powiedziała niskim i ciężkim głosem wyciągając do mnie rękę, a ja mało nie prasnęłam śmiechem. Najwidoczniej nie tylko mnie to rozbawiło. 
- To tak jakby nazwać żarłacza Kubunio. - Xavier zwijał się na ziemi ze śmiechu, a ja w tym momencie nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem, co z kolei nie do końca spodobało się Madzi i po wytrzeszczeniu oczu i spurpurowieniu na twarzy ze złości, obróciła się na pięcie i wściekła pomaszerowała do kanapy, gdzie siedział mój brat. 
- Policzymy się w domu. - syknęłam do Xaviera przez zęby. 
- Wznieśmy toast za zakochanych! - wykrzyknęła moja siostra podnosząc kieliszek do góry. Ja sobie odpuściłam, bo a) w moim kieliszku i tak był szampan dla dzieci, b) nie chciałam tracić czasu na odstawienie napoju, gdyby Madzia zdecydowała się mnie jednak rozszarpać i musialabym uciekać. Janek - mój brat spoglądał co jakiś czas na mnie pytającym wzrokiem, ale ja uciekałam oczami w ten niesamowicie interesujący sufit. 
- Żodyn się nie dowiy. Żodyn. - powiedział Xavier, a ja od razu pomyślałam o tych sławnych memach z pieskiem i zaczęłam się śmiać. Akurat miałam pomidora w buzi i można powiedzieć, że wleciał nie w tą dziurkę. Krótko mówiąc zaczęłam się krztusić i wzrok wszystkich spoczął na mnie. 
- Najmocniej przepraszamy. - powiedziała Zośka i wręcz zaciągnęła mnie do gabinetu swojego męża, który był najbliżej salonu. 
- Co ty odpierdalasz do Bogurodzicy?!- powiedziała głośnym szeptem. Znowu zaczęłam się śmiać. Słyszałam dużo jej powiedzonek ("jesteś sto lat za murzynami"-mistrzostwo świata), ale tym razem przeszła samą siebie. Spojrzała na mnie jakby rozzłoszczona, ale zamiast mnie ochrzanić skończyła chichocząc razem ze mną. 
- Może wrócicie łaskawie do stołu? - syknęła mama, która właśnie pojawiła się w drzwiach. W salonie usłyszałam dźwięk telefonu domowego. 
- Ja muszę zadzwonić. - wypaliłam, przypominając sobie nagle o powodzie naszego spóźnienia i zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć przepchnęłam się obok niej. Przeszłam przez salon ignorując zdziwione miny gości i Xaviera udającego, że sika do zupy Madzi i wyszłam na dwór. Twarz mi płonęła, ale nie ze wstydu czy zdenerwowania. Spojrzałam na ekran telefonu. Tak myślałam - Michał. 3 godziny temu. Cholera jasna. 
- halo? - odebrał po drugim sygnale. 
- Cześć. Tu Jasmine. Dzwoniłeś. 
- Tak, dzwoniłem. Wyślesz mi może plan lekcji ? - kurdekurdekurdekurde. Raczej liczyłam na "Pójdziemy do kina? Oczarowałaś mnie, jesteś piękna, chodźmy się całować.". No dobra może bez tego ostatniego, ale zawsze tak jest w książkach, więc pomyślałam, że ubarwie lekko. 
- Nie. 
- Co "nie"? Nie podasz mi planu? 
- "nie" w sensie, że nie teraz.- westchnęłam. 
- Przeszkadzam? Randka? - powiedzial już weselej. 
- Z narzeczoną.- zaśmiałam się - Narzeczoną mojego brata. - uściśliłam szybko. 
- och, już się przestraszyłem - powiedział z ironią. 
- naprawde? - chciałam powiedzieć sarkastycznie, ale chyba bardziej wyszła z tego zdesperowana rozwódka. W każdym razie tak to sobie tłumaczyłam po tym jak zmieszany tylko powiedzial "do jutra" i się rozłączył. 
- Mamo, za ile idziemy? - usiadłam jej na kolanach. Chyba była na mnie zła, bo zignorowała mój gest. 
- okej, jak chcesz. - powiedziałam do niej tylko i poszłam na górę. Zaczęła się już luźna część imprezy, kiedy robi się i idzie gdzie chce i tylko gospodyni zostaje z najstarszymi gośćmi rozmawiają o dzieciach, polityce i Donaldzie Tusku. Tak więc, kiedy poszłam na górę, zastałam tam Filipa (boskiego, przyszłego męża Zośki) zgrywającego pliki (a konkretnie zdjęcia z dzieciństwa. Moje też!) na płytę. 
-Cześć - powiedziałam do niego. - co robisz? 
- O, przestraszyłaś mnie. Robię prezent dla waszego taty.- powiedział zmieszany wskazując płytę. 
- zajechało pedofilią. - skomentował Xavier, ale nawet nie zwróciłam uwagi, bo wciąż byłam zła za Madzię. 
- Chyba wolałby jakąś spinkę do krawatu czy coś.. - mruknęłam. 
- Oj daj spokój. Przecież wiesz, że was kocha. Przecież gdyby nie pracował to niebyło by was stać na nowy dom i takie gadżety. - wskazał na trzymanego przeze mnie iPhone'a. Szczerze mówiąc to nie wiem co gorsze -mieszkanie z siostrą czy brak taty? Filip widząc moją minę chyba doszedł do wniosku, że wcale mnie nie pocieszył, wiec tylko podszedł i mnie przytulił. Z moich oczu poleciały łzy, które doskonale wsiąkały w jego sportową koszulkę. 
- Halo, gościu. Co z tobą nie tak? Przytulasz laske, której tyłka, masz zdjęcia na komputerze. Małego, chudego, trzyletniego tyłka. - usłyszałam gargulca. Gwałtownie wyszarpnęłam się z objęć Filipa przy okazji uderzając głową mocno w jego szczękę. 
- Naprawde masz zdjęcia mojego tyłka na komputerze? - musiało to brzmieć co najmniej śmiesznie, bo mówiąc to wciąż płakałam przez co mojemu pytaniu towarzyszyła seria zajęknięć. Przyszły szwagier chyba był tego samego zdania, bo wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Chyba nawet szczęka mu odpuściła. Rozzłoszczona wyszłam z pokoju. Kiedy zeszłam na dół okazało się, że mama i tak już chciała mnie wołać. Pożegnałam się tylko z siostrą, olewając całą resztę i wziąwszy płaszcz poszłam do samochodu. 
- Gdzie smarkacz? - spytałam. 7 letni gówniarz myślący, że wszystko mu można najwyraźniej opuścił dom. 
- Na wyjeździe, zapomniałaś? - spytała z jakby lekką pretensją. 
- Tak, zapomniałam. - odparłam i poszłam do siebie. Obowiązkowo wyciągnęłam wagę spod szafki. Przecież zjadłam dosyć sporo. 41 kg. No serio? Chyba musialabym zjeść całe zapasy jednego z kebabów, żeby ważyć tyle ile bym chciała. Zrezygnowana zdjęłam ciuchy i wrzuciłam do kosza. Chyba Lilia robiła dziś pranie, bo był pusty. Lilia była naszą gosposią. Kończyła pracę o 17 dlatego nigdy nie zostawaliśmy bez opieki aż do powrotu mamy. Kobieta miała ok. 40 lat i była niską, nieco przysadzistą kobietą. Bardzo ją lubiłam, bo zawsze dbała, żeby mi niczego nie brakowało, a poza tym mogłam jej wszystko opowiedzieć. Taka lepsza wersja mamy. Nazywała mnie księżniczką, albo calineczką co nie przeszkadzało mi jedynie w jej ustach. 
Założyłam mój strój do tańca i włączyłam muzykę. Był to mój zwyczaj. Spać musiałam się położyć zmęczona, bo inaczej to nie miało sensu. Mój strój wyglądał jak zwykłe body na cienkich ramiączkach. Był białoszary i wyglądałam w nim jeszcze bardziej trupio. Podłączyłam telefon do głośników i włączyłam moją playliste. Zapewne zapomniałam wspomnieć, że moja podstawówka była szkołą baletową. Nawet biegać po korytarzu trzeba było elegancko, a żeby zadowolić nauczycielki musiałaś być prawdziwą damą. Nie muszę chyba wspominać, że damy nie łamią kolegom nosów, wiec nie byłam ulubienicą. W każdym razie ukończyłam szkołę z dobrym wynikiem i chociaż dama była ze mnie żadna to gibkość i te wszystkie pozy się przydały. Nie kontynuowałam nauki baletu. Tańczyłam w domu dla rozrywki, a w moim tańcu zawsze były elementy baletu, które już umiałam, jednak nie przeważały. Uwielbiałam akrobatykę i styl nowoczesny. Mój taniec można porównać do tej tancerki z teledysku 'Chandelier', a przynajmniej taką mam nadzieję. Było agresywnie i dziwnie, ale dla mnie to była zabawa. 
- Jezu Chryste. - syknęłam łapiąc się za kostkę. Nie wykręciłam jej ani nic, za to mocno przyłożyłam w stolik. Mój piękny, chromowany stolik. - Ała. - wręcz krzyknęłam, kiedy próbowałam nią ruszyć. Mimo bólu wstałam i dokuśtykałam do łazienki. Nie chciałam nic mówić mamie, bo rozmowa z nią nie była moim marzeniem, więc tylko szybko się opłukałam pod prysznicem, umyłam włosy i związałam je jak zawsze w kucyka na środku głowy i po zadbaniu o higienę ustną wyciągnęłam z szafki maść na stłuczenia. Chyba nie muszę wam tłumaczyć czemu miałam specjalną szafkę na leki i bandaże (miss gracja, jeśli zdążyliście zapomnieć). Tak więc, kiedy noga została nasmarowana i zabandażowana położyłam się na łóżko i wyjmując spod siebie pilota zgasiłam światło wciskając środkowy przycisk. Następnie wyjęłam spod siebie kolejny pilot tym razem od telewizora. Włączyłam kanał 56, którym u mnie było MTV i zaczęłam oglądać jeden z tych głupich seriali, gdzie wszyscy myślą, że są fajni, bo robią TO z wszystkimi i wszędzie i tak naprawdę to jest cała fabuła. Po czwartej scenie seksu, czyli po 15 minutach stwierdziłam, że oglądanie tego chyba można uznać za wystarczająco męczące i po wyłączeniu telewizora położyłam się spać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz