piątek, 6 marca 2015

Nic nowego cz.1


Cześć. Jestem Jasmine. Znaczy tak naprawdę nie, ale zawsze marzyłam o takim imieniu więc każdemu się tak przedstawiam. Mam 17 lat. Znaczy znowu to nie prawda, ale miałam w momencie, kiedy spotkałam moją pierwszą miłość i chyba wolałabym opowiadać o niej jako siedemnastka a nie zdesperowana dwudziestka dwójka nie mająca życia uczuciowego. Tak więc pochodzę z dość bogatej rodziny. Mam trójkę rodzeństwa i rodziców, którzy od prawie dwudziestu pięciu lat są szczęśliwym małżeństwem. Moja najstarsza i w sumie jedyna siostra ma 22 lata, czyli jest 5 lat ode mnie starsza i ma narzeczonego. Planują się pobrać i oboje utrzymują, że zachowają czystość przedmałżeńską, ale Zośka musiała by być chyba nienormalna, bo to jeden z najprzystojniejszych facetów jakich znam. Mój brat? Ma 20 lat. Nie lubię go, a on mnie. Nie ma dziewczyny (czemu się nie dziwie) i jego życie kreci się tylko wokół wojska i strzelanek. Noi jest jeszcze trzeci. 7 letni gówniarz. Zgadza się, 10 lat ode mnie młodszy (wakacje na Florydzie bez dzieci, jeśli wiecie o co chodzi). No więc może zostawmy moją rodzinę w spokoju, a przejdźmy do mojego życia uczuciowego. Znaczy może pomińmy przedszkole, podstawówkę i gimnazjum.. No dobra. Nie dlatego, że było tego tak dużo tylko dlatego, że nie było wcale. Niby byłam dosyć ładna, ale strasznie agresywna. W 2 klasie podstawówki moi rodzice byli 7 razy wzywani do szkoły (przepraszam Dawid za złamany nos) a w gimnazjum za bardzo skupiałam się na nauce i treningach. Trenowałam boks, bo rodzice chcieli, żebym odreagowywała na worku a nie kolegach. Potem poszłam do liceum. I tutaj się zaczęło.. 
 Poszłam do dobrej szkoły. Cieszyłam się, że zamiast w gimnazjum skupiać się na zabawianiu razem z 15-letnimi tatusiami swoich dzieci skupiłam się na nauce, bo przynajmniej miałam szansę na jakąś przyszłość. 1 klasa liceum minęła stosunkowo szybko. Powtórki z gimnazjum, kiedy miałam wszystko w jednym paluszku nie były specjalnie trudne. Gorzej mi przychodziły stosunki ludzko-ludzkie. Pewnie dlatego, że większość osób w mojej klasie było niepełnosprytnych, a nie jak twierdziła moja mama, byłam "sarkastyczna, nieprzyjemna i trudna". No, ale to i tak nie miało większego znaczenia, bo połowa z tych sztywniaków nie zdała. Kiedy po wakacjach wróciłam do szkoły, w sali, której było o połowę mniej osób dostrzegłam nową twarz. Przystojny, 184 czystego seksu. Brunet krótko ostrzyżony, brązowe oczy i.. no cóż. Boskie dłonie. Na to zawsze zwracałam uwagę. Z czyichś dłoni można wyczytać więcej niż z twarzy czy nawet zachowania danej osoby. Tak więc jego dłonie mówiły mi, że ma wywalone na tych wszystkich idiotów, którzy na slowo "penis" zaczynali nerwowo chichotać i uciszać, żeby nikt przypadkiem nie usłyszał. Więc myślę, że chodziło tu o całą tą klasę. Miałam to samo. Czasem chciałam podejść do kogoś i na cały głos opowiadać mu o gorącym seksie tak, żeby dostał palpitacji, ale oczywiście nigdy tego nie zrobiłam, bo nie bez powodu co roku na moim świadectwie (podstawowa się nie liczy) było zachowanie wzorowe. Wracając do przystojniaka, było obok niego wolne miejsce, które zaraz oczywiście zajęłam. 
- cześć. - przywitałam się szeptem, bo wychowawczyni już zaczęła nas witać w nowym roku szkolnym i mówić jak będzie wspaniale jeżeli tylko damy dojść nauczycielom do głosu. Chłopak na mnie spojrzał i po krótkim zlustrowaniu wzrokiem uśmiechnął się. 
- siema. Jestem Michał - podał mi pod ławką tą boską rękę. Bez wahania ją chwyciłam. 
- Jasmine. Znaczy Agata, ale mów mi Jasmine. - wyszczerzył zęby w uśmiechu, kiedy mu to tłumaczyłam. - Przeniosłeś się z innej szkoły czy.. 
- Nie zdałem- odpowiedział zanim zdążyłam dokończyć. No dobra, kolejny kretyn, ale przynajmniej normalny. Zresztą skoro nie zdał, to znaczy, że miał problemy, co z kolei oznacza, że mogę mu pomagać z nauką. Są plusy tego, że jest kretynem. 
- Jas.., zamknij buzie. - cholerny Xavier. W sumie to nikt go nie usłyszał. Ani nie zobaczył. Może dlatego, że był wytworem mojej wyobraźni. Mały gargulec. Od zawsze mi towarzyszy. W każdym razie jego uwaga była trafna, bo gdyby nie ona to dalej patrzyłabym jak koza z otwartą buzią na nowo poznanego i bóg jeden wie jak by to się skończyło. 
- Czyli masz 18 lat. 
- w październiku skończę. 
- czyli jesteś starszy. - jeżu, jakie to było błyskotliwe. 
- brawo Sherlocku - uśmiechnął się. 
- przestań z nim romansować. - usłyszałam znowu głos Xaviera. 
- ja tylko z nim rozmawiam. A on po prostu zażartował - powiedziałam schylając się lekko w celu zawiązania nieistniejącego rozwiązanego sznurowadła. 
- doprawdy? To jeszcze nie powód, żeby zamieniać się w pomidora, skarbie. - faktycznie poczułam, że moje poliki płoną. Trudno. Wyprostowałam się, a Michał odezwał się do mnie z lekką kpiną. 
- Ciężko musi się wiązać baleriny. - spiorunowałam go wzrokiem. On tylko się roześmiał i podniósł ręce w obronnym geście. Uciszyłam go szybko, ponieważ wychowawczyni właśnie mówiła, że bardzo jej przykro z powodu naszych kolegów, którzy nie zdali, chociaż to przecież takie mądre dzieci, wiec jego śmiech w tym momencie zabrzmiał co najmniej nie stosownie. 
- sztywniara. - zakpił ze mnie. 
- idiota. - odparłam tylko, a on ujął moją dłoń i coś na niej nabazgrał. - serio, nie mogłeś zapisać mi w komórce? - jęknęłam spoglądając na dłoń. 
- tak jest romantyczniej. - usłyszałam ale nie z ust Michała, tylko Xaviera. Chłopak natomiast tylko wzruszył ramionami. 
- Nie możesz mi przeszkadzać, kiedy rozmawiam z sexownymi brunetami. No co z tobą nie tak. - byliśmy już blisko domu. No musiałam coś powiedzieć Xavierowi. 
- Spokojnie. Lepiej leć przepisać numer, bo tak się stresowałaś rozmawiając z nim, że nie wiem czy ci nie spłynął od potu. 
- Jesteś obrzydliwy. 
- A ty rozpieszczona i nie umiesz podrywać. 
- No ale co miałam mu powiedzieć!?- nie zważałam już na ludzi patrzących na mnie jak na wariatkę. 
- cokolwiek. Byle nie to co dziś 
- dał mi swój numer. 
- zaraz potem jak nazwałaś go idiotą. 
- yhh..- weszłam do domu, rzuciłam torbę w przedsionku i poszłam do kuchni. Nalałam sobie szklankę wody i chwyciłam mój telefon. Przepisałam numer, który faktycznie trochę się rozmył i wysłałam na niego smsa. 
"Hej. Tu Jasmine. Znaczy Agata Jasmine". - dopiero kiedy nacisnęłam przycisk 'send' zdałam sobie sprawę jak głupio to brzmiało. Palnęłam się w czoło i poszłam do łazienki. Przemyłam chłodną wodą twarz, która od czasu kiedy tylko zobaczyłam bruneta miała kolor czerwony, jakby nie mogła być w chociaż trochę bardziej stosowanym kolorze. Z salonu usłyszałam dźwięk mojego telefonu, informującego, że dostałam wiadomość. Rzuciłam się w stronę kanapy po drodze wywracając się. Nie ma co, napewno ślad po nierównym starciu z podłogą ładnie będzie wyglądał między innymi siniakami. Cała ja- miss gracji. 
"Witaj, białogłowa" - przeczytałam. W moim przypadku nabierało to nowego znaczenia. Spojrzałam w lustro. Blond włosy (w sumie to bardziej biel niż blond, ale trudno), które sięgały mi za łopatki. Szare oczy (bardziej nudne być nie mogły), ostatnio przykrywane czarnymi soczewkami. Nos - za długi, żeby nazwać go idealnym, ale równocześnie zbyt krótki, żeby można go było nazwać długim. Usta - zwyczajne. Niespecjalnie wydatne (już napewno nic w stylu Angeliny Jolie), a cera po prostu blada. Biała i gładka jak ściana (znaczy taka naprawdę gładziusieńka ściana a nie jakaś chropowata, albo nierówna). No dobra, to chyba najlepsza rzecz w całej mnie, bo figura, no cóż.. Wyglądałam jak niedożywiona pięciolatka. Bijąc się ze mną, można by się nabawić niezłych siniaków, poobijać o kości.. No dobra, biodra były spoko. Wąskie, ale chociaż trochę zaokrąglone. Reszta mojej kobiecości leżała. Leżała i się ze mnie śmiała. Podsumowując byłam średniego wzrostu (168, bo chyba o tym zapomniałam), raczej średnio powabną albinoską o ściennej cerze. A i jeszcze poobijanych, beznadziejnie chudych nogach. Dzięki mamo (za tonę seksapilu, nie siniaki). Usłyszałam dzwonek. Znowu sms. Jezu! Tym razem ostrożniej podeszłam do kanapy. "jesteś tam?!?!?" - na początku trochę się zdziwiłam. No halo. Znam gościa 4 godziny, ale okazało się, że to Zosia. 
 "hmm?" - odpisałam. No tak. Zośka. Moja najlepsza przyjaciółka, a zarazem siostra (+5 do towarzyskości, wiem). 
 "Mama Ci już mówiła?" Ale o czym ?! 
 "Zależy o czym"-napisałam. 
"Obiad. U nas. Dzisiaj. 16. Brat se znalazł laske." Co?! To nie fair. Taki idiota ma dziewczynę, a ja dalej jestem sama. Raczej liczyłam że poznam jego pierwszą dziewczynę, mając już u swego boku męża. Nagle dotarło do mnie coś jeszcze. Nie organizuje się imprez, żeby przedstawić ZWYKŁĄ dziewczynę. "ON SIĘ CHCE JEJ OŚWIADCZYĆ?!??!?!?!?!?!" - napisałam nie mogąc w to uwierzyć. "Brawo, Sherlocku. Byłam ciekawa ile Ci zajmie dojście do tego." 
N I E W I E R Z E 
Spojrzałam na zegarek. Jasna cholera. 14.47. Mam jakieś 30 minut, zanim do domu wpadnie mama, mówiąc, że musimy się zbierać, że na śmierć zapomniała i za pięć minut chce mnie widzieć w samochodzie. Pobiegłam po schodach do swojego pokoju i po raz 87543578997544 stwierdziłam że go uwielbiam. No dobra, może cały dom był urządzony minimalistycznie, ale to pomieszczenie zawstydziłoby każdego hipstera świata. 3 ściany miały biały kolor, a czwarta była wielkim lustrem. Pomieszczenie było ogromne, sufit był wysoko, a podłoga wyłożona była ciemnoszarymi panelami. Łóżko było ogromne. Zwykłe, drewniane, czarne. Obok niego stała szafka z tylko jedną ramką, w której znajdowało się zdjęcie naszej rodziny. Naprzeciwko łóżka znajdował się oczywiście telewizor, ale największą dumą napełniał moje serce chromowany stolik, który kupiłam na wakacjach w Norwegii. Pokój oświetlały zwykłe lampki w suficie. Łóżko postawione było przy oknie, a po jego prawej stronie znajdowały się dwie pary drzwi. Do garderoby i łazienki. Garderoba sprawiała dość ponure wrażenie bo mimo, że szafy były chromowane i nawiasem boskie, wszędzie porozrzucane były czarne rzeczy. Myślę, że już zdążyliście się domyśleć jaki jest mój ulubiony kolor. Tak więc wyjęłam z szafy czarną sukienkę (która była jedynym ubraniem, które wisiało), ubrałam ją i wydawało mi się że jestem gotowa, ale tylko do momentu, kiedy spojrzałam w lustro. 
- załóż jakieś rajstopy. Najlepiej czarne. Kryjące. I przytyj. - usłyszałam głos Xaviera. Faktycznie moje nogi były porażką, ale nie musiał mi o tym przypominać. Westchnęłam tylko teatralnie i poszłam na poszukiwanie rajstop. Po założeniu ich wyciągnęłam jeszcze tylko spod łóżka czarne trampki i byłam gotowa. Makijaż miałam nałożony od rana (składał się jedynie z tuszu i różu, który był w sumie chyba zbyt ciemny, żeby nazwać go różem, ale pal licho) wiec teraz tylko padłam na łóżko i wyciągnęłam spod poduszki laptopa. W sumie to mieszkaliśmy tu niecałe dwa lata. Dokładnie dwa lata od kiedy tata został dyrektorem i zaczął zarabiać więcej i było nas stać na wyprowadzenie się z bloku i zamieszkanie w dużym mieście w dużym domu. I dokladnie 2 lata od kiedy normalnie, całą rodziną jedliśmy obiad. Nie wiem co gorsze. Pokój z siostrą - czy brak ojca. Z rozmyślań wyrwał mnie trzask drzwi wejściowych. 3..2..1 
- Agata! Musimy wychodzić. Jesteśmy spóźnione. Za 5 minut chce cię widzieć w samochodzie. - ostatnie zdanie powiedziałam razem z nią. Podniosłam się z łóżka, wzięłam torbę i zbiegłam na dół. Szybko chwyciłam płaszcz i wybiegłam z domu, jak zwykle zapominając o zamknięciu drzwi. 
- E-e - pokiwała palcem mama i rzuciła mi klucz, kiedy otworzyłam drzwi samochodu. Oczywiście nie złapałam na co tylko Xavier się zaśmiał, ale szybko się zrehabilitowałam i zamknęłam drzwi. W tym samym momencie w mojej torebce zadzwonił telefon, co mnie trochę przestraszyło i znów upadły mi klucze. Zsunęły się po schodach na podjazd, a kiedy próbowałam je złapać potknęłam się i rozdarłam rajstopy, rozbijając kolano. Oczywiście na tym komplikacje się nie skończyły i w ten właśnie sposób wpadłyśmy na obiad spóźnione pół godziny. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz